Kataklizmy mają w swej naturze destrukcję, gwałtowność i nieprzewidywalność. Stanowią poważne zagrożenie nie tylko dla wartości materialnych, ale też dla poczucia bezpieczeństwa ludzi. Wobec katastrofy człowiek czuje się mały i bezradny. Często pyta, gdzie jest Bóg. To takie straszne pomyśleć, że w jednej niefortunnej chwili wszystko może zniknąć. Reakcja na ową świadomość bywa różna. Jedni mobilizują się i chcą korzystać w pełni z każdego dnia, inni załamują się, pogrążając w smutku i buncie.
Pierścionek po babci
- Najczęstszą i pierwszą reakcją powodzian jest zaprzeczenie, czyli brak akceptacji faktu, że to, co się dzieje, dzieje się naprawdę. Przykładem są ci, którzy odmawiają ewakuacji - mówi Joanna Bilińska z Gabinetu Psychoterapii Psychodynamicznej „Psyche” - Dobytek, który pozostawiają, cokolwiek by nim nie było, dom, gospodarstwo, telewizor, książeczka do nabożeństw, zdjęcia rodziców czy pierścionek po babci, to nie tylko dobra materialne, ale też symbole ich poczucia tożsamości, którą wobec tak nagłego nieszczęścia chwilowo tracą. Praca psychologiczna z takimi ludźmi polega na przewartościowaniu utraconych rzeczy i uczynieniu z ich ocalonego życia i zdrowia rzeczy najważniejszej.
Kruchość życia dociera do nas również w sytuacji tragedii osobistej. Można powiedzieć, że zdolność do godzenia się ze stratą i przyjęcia, że życie to w pewnym sensie loteria, w której fortuna i pech przeplatają się ze sobą, jest najwyższym stopniem dojrzałości, którego niektórzy ludzie nie osiągną nigdy. Ratuje nas fakt, że wciąż na pewne sprawy mamy i możemy mieć wpływ.
Śmiech to zdrowie
Praca strażaka, ratownika, lekarza czy terapeuty musi pozostać w pewnym kontraście do poczucia bezradności. Są to ludzie, których zawód polega m.in. na przeciwstawianiu się złemu losowi. Muszą być na tyle silni psychicznie, by zachować emocjonalny dystans do sytuacji osób, którym pomagają. Inaczej ich wysiłki spełzłyby na niczym.
- Kiedy jedziemy na akcję gaszenia pożaru, jest adrenalina. Ale na przykład podczas ratowania Kozanowa nie było dużego zagrożenia życia ludzi. Wtedy takim sposobem na dystans i zmęczenie jest poczucie humoru – mówi strażak, który chce pozostać anonimowy.
Sztuką przetrwania w zawodzie społecznym o podwyższonym ryzyku jest zdolność radzenia sobie ze stresem. Każdy ma na to inny sposób. Ale nikt nie powiedział, że trzeba radzić sobie samemu.
Relaks na kozetce
Rozmowy z psychologiem potrzebują nie tylko ofiary powodzi. Jak informuje nas rzecznik prasowy komendanta miejskiego PSP we Wrocławiu, kpt. Remigiusz Adamańczyk, od pewnego czasu także w straży pożarnej rozbudowywany jest system pomocy psychologicznej. Obecnie w prawie każdej komendzie wojewódzkiej jest psycholog zatrudniony na etat. Wcześniej strażacy korzystali z pomocy w zewnętrznych poradniach zdrowia.
- W programie mamy spotkania indywidualne i grupowe. Na grupowych omawiane są głównie problemy w pracy, a na indywidualnych każdy strażak może porozmawiać także o życiu osobistym – mówi Patrycja Woron, psycholog zatrudniony w komendzie wojewódzkiej we Wrocławiu – Organizujemy także cykle szkoleniowe, które obejmują naukę udzielania wsparcia psychicznego poszkodowanym, radzenie sobie ze stresem i zmęczeniem, komunikację i relacje międzyludzkie oraz kursy zarządzania grupą dla dowódców.
Również szkolenie medyczne przygotowujące do zawodu strażaka obejmuje zajęcia z psychologii. W wymogach dla kandydatów, tuż obok sprawności fizycznej, znajduje się zapis o dobrym zdrowiu psychicznym.
Po pewnym czasie emocje opadają. Wsparcie emocjonalne i materialne otrzymywane od bliskich i rządu pomaga poszkodowanym wyjść z dołka, a ratownicy wysypiają się i wracają do codziennego trybu pracy. Ale niektórym uczestnikom walki z żywiołem za każdym razem, gdy deszcz pada już drugi dzień, włos jeży się na karku.