Cała rodzina była dla mnie bardzo serdeczna i wyrozumiała dla mojej nie najlepszej znajomości języka angielskiego. Ich dom pełen swobody, radości i wszelakich przysmaków przez trzy tygodnie był moim domem.
Razem z Benem zwiedziłem kawał świata. Zafascynowała mnie przyroda Gór Skalistych. Razem pokonywaliśmy skałki porośnięte inną roślinnością niż w Polsce, a w oddali, mimo upalnego dnia, było widać ośnieżone szczyty gór. Niby te same sosny, ale jednak inne. Równie niesamowite wrażenie wywarły na mnie podziemne korytarze jaskini niedaleko miejscowości Corolado Springs, które przeszedłem razem z Benem.
W stolicy stanu Corolado (Denwer) zaskoczyła mnie piękna architektura tzw. Kapitolu. Monumentalny gmach pokryty kopułą wykonaną ze złota, pięknie kontrastował z oszklonymi strzelistymi wieżowcami. Wszyscy zwiedziliśmy fabrykę herbaty, szaleliśmy na karuzelach i serpentynach „wesołego miasteczka” w Denver.
Równie ciekawe były spokojne chwile relaksu nad jeziorami – w kajaku czy żaglówce. Nie tylko przyroda i zabytki Ameryki są godne zapamiętania. Najważniejsze były kontakty z ludźmi. Ameryka, którą znamy z filmów, to stereotypy. Amerykanie są uśmiechnięci i życzliwi i bardzo dbają o swoje rodziny i domy.
Rodzina Kreutzerów, u której spędziłem trzy niezapomniane tygodnie, traktowała mnie jak kogoś bliskiego, członka rodziny (nie mogło być lepiej). Tam, za oceanem ludzie potrafią się razem bawić, a jednocześnie współpracować (np. organizując różnego rodzaju spotkania, pikniki). Z Ameryki przywiozłem wiele wspomnień, pamiątek, zdjęć i przekonanie, że warto uczyć się języków obcych bo świat jest wielki i nie kończy się na Ziębicach. Każdemu polecam taką podróż.
Jędrzej Woyciechowski